Dzisiaj Uroczystość Wszystkich Świętych…
…a z tej okazji – opowiadanie o odchudzaniu.
Na cmentarzu, pośród migoczących świateł zniczy, Prakseda szła między grobami, stukając obcasami o wilgotne kamienie. Był 1 listopada, Święto Zmarłych, a ona przyszła złożyć hołd przodkom. No i zrzucić parę kilo – przynajmniej tak sobie tłumaczyła. Odkąd jej lekarz zdiagnozował otyłość, wydawało jej się, że każdy kamień na grobie szeptał: „Praksedo, odchudzaj się, bo inaczej my tu na ciebie czekamy!”
Skręciła w wąską alejkę, na której nie było nikogo. Ciemno, wilgotno, mgła otulała groby jak w horrorze klasy B. Była sama. No, prawie.
„Dzień dobry, Praksedko” – zabrzmiał szorstki, ale znajomy głos. Zamarła. To był głos babci. A babcia była… no cóż, martwa. Złożyła jej kwiaty godzinę temu.
Prakseda obróciła się powoli, spodziewając się zobaczyć coś strasznego. Ale tam, na jednym z grobów, siedziała… Babcia. Z błogim uśmiechem, w idealnie skrojonym grobowym garniturze. „Babciu?!”
„Co takiego, kochana? Nie mogłam wytrzymać, musiałam z tobą porozmawiać” – westchnęła babcia. „No wiesz, co prawda nie żyję, ale patrząc na ciebie, powoli zaczynam myśleć, że niedługo do mnie dołączysz.”
Prakseda otworzyła usta ze zdziwienia. „Co?”
„No, kochanie, ten brzuch! Te biodra! Nie boisz się?” – zapytała babcia, machając ręką w stronę nieba. „Tam na górze już o tobie mówią, że nie dociągniesz do kolejnych świąt! A wiesz, jak tam dbają o dietę?”
Prakseda nie wiedziała, co odpowiedzieć. „Babciu, nie żyjesz! Jak możesz mówić o mojej diecie?”
„A bo widzisz, tutaj na cmentarzu wszyscy o tym rozmawiają” – westchnęła babcia. „Ludzie tu nie myślą o niczym innym. Odchudzanie to temat numer jeden, bo nikt nie chce umrzeć jeszcze raz od zawału czy cukrzycy!”
Prakseda zaczęła nerwowo śmiać się, nie wiedząc, co robić. „Babciu, przestań. Ja sobie radzę. Chodzę na siłownię… no, czasami.”
„Czasami!” – Babcia uniosła brwi. „Czasami! A czasami to nie wystarczy, dziecko. Musisz zacząć dbać o siebie, bo inaczej będzie tu na ciebie miejsce. A my tu mamy limit miejsc, wiesz? Jak nie schudniesz, to się może okazać, że zajmiesz nie swoje.”
Prakseda poczuła zimny pot na plecach. „Ale babciu, ja…”
„Ja, ja, ja… Ja już swoje przeszłam, teraz twoja kolej!” – babcia odwróciła się z teatralnym westchnieniem. „Ale skoro chcesz nas odwiedzać wcześniej, to proszę bardzo, my tu czekamy. Tylko przynieś coś zdrowego, jak już się pojawisz. Nie chcemy więcej tych tłustych pączków na grobie!”
Prakseda, wycofując się w stronę bramy, poczuła, jak nogi jej miękną. Głos babci rozbrzmiewał za nią echem: „Odchudzaj się, Praksedko, bo inaczej my tu cię wkrótce powitamy!”
Od tej chwili Prakseda wiedziała jedno – jeśli nie chce dołączyć do swojej rodziny szybciej niż planowała, musi na poważnie zabrać się za dietę. Bo jakby nie patrzeć, duchy mają rację – groźba śmierci była bardziej realna, niż się wydawało.
I chyba lepiej, żeby na cmentarzu nie zabrakło miejsca przez dodatkowe kilogramy.